Forum www.Aktywna Demokracja.fora.pl Strona Główna www.Aktywna Demokracja.fora.pl
idea aktywnej demokracji zwiazanej z dobrem wspólnym
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Eksperco o jednomandatowych okręgach wyborczych

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.Aktywna Demokracja.fora.pl Strona Główna -> ORDYNACJA WYBORCZA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andrzej Jędrzejewski
Administrator



Dołączył: 13 Kwi 2013
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Wto 15:12, 16 Kwi 2013    Temat postu: Eksperco o jednomandatowych okręgach wyborczych

Jerzy Gieysztor

Gdy miałem 15 lat i przekraczałem progi liceum w Paczkowie, malowniczym miasteczku u podnóża Sudetów, był rok 1951. Także w naszej szkole doświadczaliśmy narastania różnych przejawów stalinowskiej niewoli. I właśnie wtedy w słuchawkach
własnoręcznie zbudowanego kryształkowego radyjka usłyszałem słowa: Najważniejszym probierzem wolności są wolne wybory. Były fragmentem audycji Głosu Ameryki, który w tamtym czasie podtrzymywał naszą nadzieję na tej wolności odzyskanie. Po trzydziestu latach w czasie solidarnościowej wiosny, tworząc ordynację wyborczą dla przeprowadzenia wyborów związkowych na Uniwersytecie Wrocławskim od konstytucjonalisty śp. Krzysztofa Seniuty otrzymaliśmy radę: Pamiętajcie, że w ordynacji wyborczej najważniejszym jest sposób zgłaszania kandydatów. I kiedy po dalszych dziesięciu latach wolność nam zaświtała, a sposób wybierania posłów przestał być tematem tabu, zaczęliśmy się zastanawiać, co tak naprawdę znaczą słowa wolne wybory ?
To zasadnicze pytanie było inspiracją dla śp. Jerzego Przystawy, który w 1992 roku zainicjował Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. W ciągu dwudziestu lat nasz Ruch wykonał wielką pracę edukacyjną, promując otwarty konkurs na posłów. Bo do tego sprowadza się postulat równej dla wszystkich swobody kandydowania
w wyborach sejmowych przeprowadzanych w czterystu sześćdziesięciu jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW).
Także dzięki Internetowi szerzy się świadomość, że jego realizacja sprawdzona w starych demokracjach zaowocuje odpowiedzialnością posłów przed wyborcami, upodmiotowieniem społeczeństwa, obywatelskim charakterem partii politycznych i dalszymi pozytywnymi skutkami dla obywateli i ich państwa Jest to świadomość, że realizacja postulatu JOW, to rzeczywiście wolne wybory. A praktykowane od dwudziestu lat
głosowanie na partyjne listy wyborcze jest zgodą na pozostawanie w kleszczach kierowniczej roli partii. I niemal każdy dzień pokazuje ich coraz mocniejsze zaciskanie się na polskim społeczeństwie. A wspomnienie werbalnego odejścia od komunizmu jest bardziej szyderstwem, niż pociechą. Od lat sprawa szerokiej debaty nad postulatem JOW, także w mediach
uważających się za niezależne nie przebija się inaczej, niż w postaci przebłysków. Na przykład w całym okresie ukazywania się tygodnika Uwarzam Rze postulat JOW zauważono dopiero wtedy, gdy został znacząco nagłośniony przez akcję zmieleni.pl. I może właśnie z powodu skali tego nagłośnienia, zauważono w krzywym zwierciadle.
Ale teraz, po słynnym trzęsieniu ziemi we wspomnianym tygodniku, pojawiły się nowe tytuły. Który z nich zachce, który się odważy przelicytować konkurencję szerokim prezentowaniem na swoich łamach postulatu JOW ? Bo, gdy probierzem wolności narodu są wolne wybory, to probierzem dziennikarskiej uczciwości i niezależności jest stosunek do wolnych wyborów. Do wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych z równą dla wszystkich swobodą kandydowania.
Można przypuszczać, że na rezultaty tego testu dziennikarskiej postawy czeka wielu Polaków.

Komentarz Pana Wojciecha Błasiaka

„Bo, gdy probierzem wolności narodu są wolne wybory, to probierzem dziennikarskiej uczciwości i niezależności jest stosunek do wolnych wyborów. Do wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych z równą dla wszystkich swobodą kandydowania.” Te słowa Jerzego Gieysztora, są znakomitym uogólnieniem merytorycznej i etycznej oceny wszelkiej uczciwości politycznej w Polsce. Więcej. Są kryterium oceny polskiego patriotyzmu. Stosunek do wolnych wyborów z równą dla wszystkich możliwością kandydowania do Sejmu jest decydującym kryterium uczciwości politycznej i patriotyzmu nie tylko mediów, poczynając od fryzującej się na patriotyczną „Gazetę Polską”, ale również pseudopatriotycznych partii politycznych typu PiS, czy strojących się w szaty patriotyczne polityków i ludzi nauki. W sytuacji rozpadu państwa spowodowanego widocznym gołym już okiem nędzy intelektualnej i moralnej zoligarchizowanych elit politycznych samodobierających się od „okrągłego stołu”, popieranie obecnej ordynacji jest popieraniem rozpadu polskiej państwowości i rozkładu polskiej narodowości. Jest bowiem popieraniem ustrojowego „liberum veto” III RP. Więcej. Bierne przyzwalanie na nią jest obiektywnie rzecz biorąc, i niezależnie od samorozgrzeszeń z głupoty i tchórzostwa i lenistwa politycznego, przyzwalaniem na rozkład polskiej państwowości. Z wszystkimi tego skutkami.



Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze – Wystąpienie na Kongresie Protestu, Warszawa, 31 marca 2012 – prof. Jerzy Przystawa (1939-2012)

Polska, a w szczególności Warszawa, od lat jest świadkiem nasilających się protestów najróżniejszych grup zawodowych i związków. Chyba poza bankierami i zawodowymi politykami protestowali już wszyscy. Jedni głośniej, inni ciszej, jedni spokojnie maszerowali, inni szli z hałasem i dymem palonych opon samochodowych i kubłów ze śmieciami. W ogromnej większości były to i są protesty o charakterze egzystencjalnym: protestujący stwierdzają, że pieniądze publiczne są źle dzielone, w związku z tym szwankują wszelkie służby publiczne, a kolejne grupy zawodowe popadają w biedę, nie będąc w stanie ani wykonywać należycie swoich obowiązków, ani nawet zarobić na swoje utrzymanie. Poruszające były też manifestacje protestu o charakterze nie egzystencjalnym lecz politycznym, w tym, w pierwszym rzędzie, w związku z Katastrofą Smoleńską czy Marsze Niepodległości.

Ogólną cechą tych wszystkich akcji protestacyjnych jest to, że są to akcje rozłączne, angażujące w różnym stopniu różne grupy zawodowe i społeczne, nie wywołujące – każda z osobna – większego rezonansu społecznego. I nie mogą one takiego rezonansu wywołać, gdyż stanowią front walki o interesy szczegółowe, a więc nie posiadają potencjału umożliwiającego zaangażowanie szerokich warstw społecznych. Stoczniowcy mało obchodzą dzisiaj górników, i vice versa, rolnicy i lekarze ambiwalentnie odnoszą się do jednych i drugich itd., itp. Społeczeństwo jest podzielone, po roku 1989, po rozbiciu NSZZ „Solidarność”, zabrakło idei, organizacji i struktur, które mogłyby te różne części Polski scalić ponownie i utworzyć z nich siłę, będąca w stanie przeciwstawić się globalnym planom politycznym, dla których podmiotowość Polski i Polaków może być jedynie kłopotem i zagrożeniem. Wygenerowana w trakcie umów – nazwijmy je umownie Umowami „okrągłego stołu” – klasa zawodowych polityków, otrzymała zadanie dopasowania naszego kraju do tych globalnych planów, pilnowania i pacyfikowania odruchów społecznego protestu. I to zadanie, od 23 lat, z pomocą wszystkich wielkich tego świata, skutecznie wykonuje. Ta skuteczność jest możliwa dzięki ciągłemu kredytowaniu zewnętrznemu, które wpędziło Polskę w pętlę gigantycznego zadłużenia, ale pozwalało na utrzymywanie jako takiego „pokoju społecznego”, nie dopuszczając do zbyt gwałtownego wybuchu niezadowolenia, takiego, jak np. w Grecji czy na Węgrzech.

Aby przeciwstawić się planom globalnym, aby uzyskać podmiotowość Polski i Polaków w europejskich i światowych rozgrywkach, konieczna jest idea jednocząca, ponad wszelkimi interesami partykularnymi poszczególnych grup społecznych, idea, która jest do przyjęcia i akceptacji dla wszystkich, idea, która nikogo nie antagonizuje, ale której realizacja wychodzi naprzeciw słusznym oczekiwaniom społecznym. Naturalnie, ta idea musi mieć w sobie potencjał dający nadzieję na zrealizowanie tego ambitnego, antyglobalistycznego zamiaru: przywrócenia Polsce miejsca podmiotowego w polityce międzynarodowej.

W tym Obozie Protestu pojawił się ostatnio na scenie politycznej podmiot aspirujący do zdominowania tej sceny i przejęcia niekwestionowanego i wyłącznego przywództwa. Jest nim partia Jarosława Kaczyńskiego, Prawo i Sprawiedliwość. Uchwała Komitetu Politycznego tej partii z dnia 21 marca 2012 oświadcza:

„Jedynym ugrupowaniem, zdolnym przeciwstawić się planowemu osłabianiu polskiego państwa i demoralizowaniu jego obywateli, jest Prawo i Sprawiedliwość, które scala różne prawicowe oraz centrowe nurty i środowiska. Tylko skupienie się wokół PiS wszystkich, których łączy troska o pomyślną przyszłość niepodległej Polski, gwarantuje możliwość uzyskania realnego wpływu na funkcjonowanie państwa. Łudzenie wyborców mirażami personalnych przetasowań przez grupy, które nie mają szans na wejście do Parlamentu, szkodzi sprawie zwycięstwa prawicy… Wymaga tego dobro Ojczyzny, które musi być traktowane jako ważniejsze od osobistych interesów i ambicji. Tworzenie organizacji, działających na marginesie politycznych wydarzeń, ale uszczuplających elektorat prawicy choćby o ułamki procentów, jest szkodliwe i służy przeciwnikom Polski silnej, dostatniej, sprawiedliwej i liczącej się w świecie. Kto się na taki krok decyduje nie będzie mógł w przyszłości liczyć ani na zapomnienie błędów, ani na kandydowanie z list Prawa i Sprawiedliwości. Polska potrzebuje zwycięstwa prawicy. Zwycięstwo zapewnić może jedynie Prawo i Sprawiedliwość. To zwycięstwo nastąpi tym szybciej, im więcej sił skupi się we wspólnym wysiłku”.

Oczywiście, PiS i Jarosław Kaczyński nie jest jedyną partią, ani ugrupowaniem politycznym, aspirującym do ogólnonarodowego przywództwa i domagającym się zjednoczenia wszystkich pod wywieszonym przez nich sztandarem. Przypisuję tej partii miejsce szczególne, ponieważ jest to dzisiaj najsilniejsza partia polityczna, opozycyjna wobec koalicji rządzącej, dysponująca aktualnie 30% mandatów poselskich i nie ukrywająca, że jej celem jest przejęcie władzy w Polsce i to na zasadzie wyłączności. Posługuje się ona sprytną socjotechniką, która wszystkich Polaków, nie zgadzających się z Jarosławem Kaczyńskim brutalnie spycha „na miejsce, na którym stało ZOMO”, przypisując im złe, antypatriotyczne i antypolskie intencje, a nawet więcej: zdradę interesów narodowych.

Propozycja Jarosława Kaczyńskiego nie jest interesująca

Powód jest bardzo prosty: Jarosław Kaczyński jest politykiem Magdalenki i „okrągłego stołu”, pozostającym w najwyższych strukturach władzy nieprzerwanie od roku 1989, także jako premier rządu polskiego, którego brat sprawował może nawet jeszcze wyższe urzędy i godności, z Urzędem Prezydenta RP włącznie. Z tych powodów nie jest wiarygodna jego argumentacja, stosowany wobec nas szantaż – „staliście tam, gdzie stało ZOMO” – ani nie jest wiarygodny on sam, jako przywódca antyglobalistycznego protestu Polaków. Ciąży na nim bowiem odpowiedzialność nie tylko za okres rządzenia Polską z pozycji premiera, ale, a la longue, współodpowiedzialność za wszystko to, przy czym współuczestniczył od roku 1989. Nie można wykluczyć, że Jarosław Kaczyński jest dzisiaj innym politykiem niż ten z ostatniej dekady ubiegłego wieku, ale, żeby nas o tym przekonać, zamiast szantażować nas piętnem zdrady interesów narodowych, powinien raczej złożyć jakąś samokrytykę, wskazać wyraźnie co w jego działaniach politycznych tych 23 lat było złe i szkodliwe dla Polski, co dzisiaj odrzuca i dlaczego. Zamiast takiej samokrytyki, tak jak zawsze do tej pory, domaga się od nas podporządkowania i bezdyskusyjnego przyjęcia jego wykładni politycznej. Nie sądzę, żeby była to, na dłuższą metę, droga właściwa.

Gdzie więc jest klucz, gdzie szukać skutecznego planu dla Polski?

Jako inicjator, przed 20 laty, Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, z satysfakcją i przyjemnością pragnę w tym miejscu przywołać Uchwałę Katowickiej Okręgowej Rady Adwokackiej z dnia 22 marca 2012. Adwokaci stwierdzają w niej:

„Zawód polityka stał się zawodem zamkniętym dla aktywnych społecznie obywateli. Ukształtowany system partyjny skutecznie wyeliminował możliwość wpływu na rządy w państwie dla rzeszy osób nie związanych z kastą politycznych »celebrytów«, monopolizującą życie polityczne ostatniego dwudziestolecia.
Nie jest to zgodne ani z zasadami demokracji, ani z interesem państwa. Gry wewnątrzpartyjne często bowiem powodują, że eksponowane stanowiska w państwie obejmują ludzie jawnie niekompetentni, a dorosłych obywateli pouczają osoby, które same niczego nie osiągnęły we własnym życiu zawodowym.
Dlatego uznajemy, że argumentacja, związana z postulatem tzw. deregulacji winna mieć w pierwszym rzędzie zastosowanie do grupy zawodowych polityków.
Z powyższych względów postanawiamy poprzeć działania, służące realizacji postulatów, niezbędnych dla deregulacji zawodu polityka w Polsce. Są nimi:
- zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu poprzez wprowadzenie okręgów jednomandatowych,
- zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu poprzez ograniczenie minimum liczby podpisów osób, popierających kandydata do 500″.

Deregulacja zawodu polityka: kto to jest polityk?

Najprostsza i najbardziej właściwa odpowiedź na to pytanie jest taka:
polityk, to ten, kto dzieli publiczne pieniądze.

Z tej definicji polityka wynika od razu najważniejsza rola Sejmu w strukturze władzy państwowej: to w Sejmie dzielone są publiczne pieniądze, to tam uchwala się budżet państwa, to tam muszą być uwzględnione wszystkie słuszne oczekiwania różnych grup społecznych i zawodów. Rząd i jego struktury, administracja państwowa, mają jedynie sprawnie wykonywać wolę Sejmu.
Komu normalni ludzie powierzają swoje pieniądze? Jakim kryteriom muszą odpowiadać ci, którym przyznamy prawo dysponowania naszymi pieniędzmi? Oczywiste jest, że muszą to być ludzie, do których mamy zaufanie. Żaden normalny człowiek nie powierzy swoich pieniędzy komuś, kogo nie zna, albo komu nie ufa. Z tego wynika, że aby komuś zaufać – trzeba go najpierw znać. Jak wygląda Sejm Rzeczypospolitej, jeśli popatrzymy nań przez lupę takiego kryterium? Jacy ludzie w nim zasiadają? Zadałem sobie trud przejrzenia poparcia, jakiego udzielili wyborcy posłom obecnej Kadencji Sejmowej. Na 460 zasiadających w tej Izbie posłów 297, a więc 65% – nie uzyskało poparcia nawet 2% wyborców w ich okręgach wyborczych, a więc nie uzyskało nawet poparcia 1 na 50 wyborców! 85 z nich, a więc prawie 20% całej Izby nie przekroczyło poparcia 1%, a więc 1 na 100 wyborców! Np. wicemarszałkini Sejmu, p. Wanda Nowicka, uzyskała w wyborach zaledwie 7065 głosów, a więc znacznie poniżej 1% wyborców. Nie wiele więcej uzyskał inny wicemarszałek, p. Grzeszczak, bo aż 9648, czyli 1,3%. Natomiast zaledwie 6 posłów (dosłownie: sześciu!) może się pochwalić poparciem przekraczającym 10% wyborców w ich okręgach wyborczych. Wśród tych 6 nie ma nawet liderów partii politycznych, które od roku 1989 nieprzerwanie zasiadają w Sejmie i sprawujących urzędy premierów: Waldemar Pawlak uzyskał zaledwie 3,2%, a Leszek Miller jeszcze mniej, bo tylko 2,4% głosów wyborców.

Liczby te nie są wyjątkowe: podobnie było we wszystkich poprzednich kadencjach od roku 1991, czyli od tzw. pierwszych prawdziwie demokratycznych wyborów w RP.

Ale czy faktycznie: czy od roku 1991 mamy w Polsce do czynienia z prawdziwie demokratycznymi wyborami?
Przede wszystkim nie mamy podstawowego prawa obywatelskiego, jakim jest nieskrępowane prawo kandydowania w wyborach powszechnych, czyli tzw. biernego prawa wyborczego. Szkoda, że od wyartykułowania tego zarzutu uchyliła się ORA, która wymienia tylko ograniczającą nasze bierne prawo wyborcze absurdalnie wysoką liczbę podpisów. Bo nie tylko o liczbę podpisów tu chodzi. Ale jest faktem, że gdy obywatelowi Wielkiej Brytanii (Kanady czy USA) wystarczy kilka, nie więcej niż 10-15 podpisów do zarejestrowania swojej kandydatury, to w Polsce ta liczba urasta do absurdalnego wymogu co najmniej 110 tysięcy, bez której nie podobna zarejestrować ogólnopolskiego komitetu wyborczego, a w konsekwencji niemożliwe staje się przekroczeniu progu 5% poparcia.

Po drugie: od czasów Lenina znane jest powiedzenie „nie ważne, jak kto głosuje, ważne jest, kto liczy głosy”. Kto liczy głosy w Polsce, a kto liczy w głosy np. w Anglii czy Kanadzie? TUTAJ od liczenia głosów są niezliczone komisje wyborcze, obwodowe, okręgowe i centralna, które wielokrotnie liczą, przeliczają, przesyłają tam i na powrót poza wszelką kontrolą społeczną, za zamkniętymi drzwiami, przez które zwykły wyborca nie ma wstępu. Wybory urządza administracja i tylko ona te wybory organizuje i kontroluje. TAM nie ma żadnych komisji wyborczych, ani obwodowych, ani okręgowych, ani centralnych: tam wyborcy SAMI organizują wybory, sami liczą głosy i sami cały przebieg wyborów kontrolują. Oni też ogłaszają, kto te wybory wygrał i kto otrzymuje mandat do ich reprezentowania, komu powierzają prawo dzielenia ich pieniędzy. Nie uzgadniają tego z żadnymi instancjami, ani na górze, ani na dole. W takim systemie nie jest możliwe jest, żeby marszałkiem Sejmu był nie wiadomo kto, bo kandydat na marszałka musi najpierw zdobyć większość głosów wyborców w swoim okręgu wyborczym (mandat do dzielenia publicznych pieniędzy!), a potem uzyskać bezwzględną większość głosów członków parlamentu w tajnym głosowaniu! Będzie to więc prawdziwie osoba autentycznego zaufania społecznego, a nie partyjna wydmuszka za nie wiadomo jakie zasługi i dla kogo?

Polska może stać się podmiotem politycznym w polityce światowej dopiero wtedy, gdy nasze, polskie pieniądze, dzielić będą ludzie cieszący się naszym zaufaniem, wyrażonym w prawdziwie demokratycznych powszechnych wyborach. Wtedy także nasze protesty niezadowolenia będą miały rzeczywistych, odpowiedzialnych przed nami adresatów. System, który nam zafundowano, jak pisał filozof polityki Karl Popper: „odziera posła z osobistej odpowiedzialności i czyni zeń maszynkę do głosowania, a nie myślącego i czującego człowieka”. Kierowanie naszych protestów i żałób do maszynek do głosowania urąga zdrowemu rozsądkowi i prowadzi donikąd.
Jose Ortega y Gasset, inny światowej sławy filozof polityki, pisał: „zdrowie każdej demokracji zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego: od procedury wyborczej. Gdy procedura ta jest właściwa, wtedy wszystko działa jak należy. Gdy procedura ta jest niewłaściwa, wtedy wszystko się wali, nawet gdyby inne instytucje działały bez zarzutu”.
W Polsce wszystko się wali. Czas pójść po rozum do głowy. Trzeba się uporać z ordynacją wyborczą do Sejmu.




prof. dr hab. Antoni Z. Kamiński

Skąd wzięła się ordynacja proporcjonalna w Europie?

W dziewiętnastym i początkach dwudziestego wieku partie polityczne zakorzenione były we wspólnotach religijnych (katolickiej, protestanckiej lub żydowskiej), bądź we wspólnotach o charakterze klasowym (partie burżuazyjne vs socjalistyczne). Ordynacja proporcjonalna miała w tych warunkach służyć zachowaniu równowagi politycznej przez umożliwienie mniejszościom politycznym udziału w życiu politycznym krajów. Co szczególnie ważne, miało to miejsce w stabilnych ramach instytucjonalnych, jakie stwarzała sprawna administracja publiczna i dobrze działający wymiar sprawiedliwości.
Przyjęcie ordynacji proporcjonalnej u progu II RP mogło być uzasadnione tym, że chroniło państwo polskie przed nad-reprezentacją w Sejmie, często nieprzyjaznych mniejszości etnicznych – głównie niemieckiej, ukraińskiej i żydowskiej – skupionych na obszarach graniczących z państwami wrogo wobec niepodległości Polski nastawionymi. Scentralizowane państwo unitarne (z wyłączeniem autonomii Śląska) oraz ordynacja proporcjonalna zapewniały elementowi polskiemu kontrolę nad całością, nie wyłączając zarazem z życia politycznego kraju innych mniejszości narodowo-religijnych, co zapewnić miało względną równowagę polityczną. Co nie zmienia faktu, że nawet w tym przypadku można mieć wątpliwości co do przyjętych rozwiązań ustrojowych.
Przyjęcie OP nie miało natomiast sensu w Polsce po 1989 r., gdzie mniejszości stanowią margines, a partie polityczne powstawały się na innych niż etniczne lub religijne podstawach. Przyjęcie OP, jako metody wyboru reprezentacji politycznej w wyborach 1991r., a następnie utrwalenie tej decyzji w Konstytucji 1997r., przy względnej słabości społeczeństwa obywatelskiego, administracji publicznej oraz wymiaru sprawiedliwości umożliwiło dominację interesów partyjnych we wszystkich tych sferach. Skutkiem tego jest utrata poczucia racji stanu na rzecz interesów partykularnych i samo-reprodukcji klasy politycznej. Kiedy czyta się życiorysy amerykańskich polityków, odkrywamy, że wielu z nich zaczynało swe kariery na poziomie samorządowym (burmistrzów, gubernatorów), a po wykazaniu się tam, przechodzili na poziom federalny, obejmując funkcje senatorów, a nawet prezydentów. W Polsce, jak wiadomo, jest to niewykonalne.
Zamknięcie się systemu politycznego na dopływ nowych sił w drodze otwartej konkurencji doprowadziło do społecznego wyobcowania elity kulturalno-politycznej i jej odcięcie się od narodowej tradycji. W interesie nowej elity i reprezentujących ją partii politycznych jest utrzymanie słabości społeczeństwa obywatelskiego przez wycofanie się obywateli z życia publicznego, jako czynnik ułatwiający manipulację.
Słabość społeczeństwa obywatelskiego, po dwudziestu latach od upadku komunizmu, jest przede wszystkim efektem rozwiązań ustrojowych. Międzykrajowe badania porównawcze pozwalają stwierdzić, że źle działające instytucje publiczne psują społeczeństwo. Choć, można też argumentować, iż gdyby naród był rzeczywiście mocny, to nie dałby sobie ich łatwo narzucić. Podsumowując, dzięki OP elita władzy może czerpać korzyści ze swych funkcji publicznych, nie ponosząc odpowiedzialności za sposób ich pełnienia. Problem polega na tym, co dzieje się ze społeczeństwem, którego zdolność do samoorganizacji lokuje się na poziomie pośrednim między tymi biegunami.

Obok Jana Nowaka – Jeziorańskiego, Zbigniewa Brzezińskiego, Jerzego Przystawy, którzy uznali przyjęcie przez Polskę ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Sejmu za błąd fatalny, widnieje nazwisko Karla Poppera. Zabrał on w 1989 r. głos w obronie brytyjskiego systemu wyborczego (FPTP), gdy w Wielkiej Brytanii nasiliły się głosy postulujące przyjęcie systemu proporcjonalnego. Lecz obok Poppera można by umieścić jeszcze co najmniej dwa nazwiska ludzi nie mniej wybitnych, którzy ideę proporcjonalności odrzucali z podobnych powodów: Maxa Webera i Josepha Schumpetera.
Zdaniem Webera, ordynacja proporcjonalna uniemożliwia wyłonienie autentycznego, demokratycznego przywództwa, zdolnego do wskazania społeczeństwu długofalowej wizji rozwojowej i poprowadzenia go w jej realizacji. W warunkach OP, monopol kontroli nad partiami, a więc i życiem politycznym musi znaleźć się w rękach notabli partyjnych. Pozwala im to usuwać z życia politycznego osoby wybijające się, potencjalnych przywódców, którzy mogliby zagrozić ich pozycji. Wolą otaczać się ludźmi, którzy wszystko zawdzięczają patronowi, będąc bez jego poparcia niczym. W skutek tego, pisał Weber, parlament przekształca się w zbiór Filistynów, co też ma konsekwencje dla sprawowania rządów. Ordynacja proporcjonalna ma też za podstawę konkurencję, ale toczy się ona w sposób niejawny przede wszystkim wewnątrz partii w drodze gabinetowych intryg i ubiegania się o fawory szefów.
Schumpeter, podobnie jak Popper, zwracał uwagę, że funkcją wyborów jest powołanie rządu w drodze konkurencji o głosy wyborców. Ordynacja proporcjonalna takiej możliwości nie zapewnia. Jej skutkiem jest rozdrobnienie systemu partyjnego, co czyni regułą rządy koalicyjne. Programy rządów powstają w drodze sekretnych negocjacji, nad którymi wyborcy nie mają kontroli i często nie muszą pozostawać związku z programami, z którymi partie te występowały w wyborach. Drugim przedmiotem negocjacji między koalicjantami jest obsada stanowisk – podział łupu.
Sam w sobie podział łupu, tj. objęcie stanowisk politycznych przez polityków zwycięskiej partii, jest zjawiskiem naturalnym. Dzięki niemu nowy rząd jest w stanie wprowadzić w życie swój program wyborczy. Objęcie odpowiedzialnego stanowiska, w warunkach skutecznych mechanizmów egzekwowania odpowiedzialności (rozliczalności) daje politykowi szansę zademonstrowania swoich organizacyjnych i intelektualnych zdolności jako przywódcy. W warunkach ordynacji proporcjonalnej – przy niewielkiej faktycznej autonomii administracji i wymiaru sprawiedliwości – przedmiotem łupu staje się całe państwo: administracja publiczna, spółki skarbu państwa i spółki komunalne, a także, jak mieliśmy się o tym wielokrotnie przekonać – wymiar sprawiedliwości.
Jeżeli jednak polityk, w warunkach ordynacji proporcjonalnej, okaże się na tyle naiwny, by uwierzyć, że jego kariera zależy od osiągnięć na zajmowanym stanowisku, to szybko straci je – bo ci, którzy go na nie desygnowali, dostrzegą w nim potencjalnego konkurenta i wykorzystają pierwszą okazję, by go usunąć. Tworzy to negatywną selekcję do pełnienia urzędów publicznych.
Wskażę jeszcze jeden efekt uboczny OP związany z wielością partii. Partie, aby utrzymać swój stan posiadania, muszą przede wszystkim dbać o swój twardy elektorat, bo pozwala im to osiągnąć poparcie przekraczające próg wyborczy, a dalej myśleć o tym, jak i z kim utworzyć koalicję rządzącą. Dbałość o cząstkowy elektorat oznacza dążenie do budowy tożsamości grupowej przeciwko innym: przeciwstawianiu ludności wiejskiej – miejskiej, homoseksualistów – heteroseksualistom, wierzących – niewierzącym, itp. Ubocznym skutkiem tej logiki działania partii politycznych jest dezintegrowanie społeczeństwa: szukanie różnic, a nie tego, co ma łączyć i ułatwiać porozumienie dla wspólnego dobra.

Podsumowując toczoną w latach 1990-tych dyskusję zwolenników z przeciwnikami ordynacji proporcjonalnej oraz przywoływane w ich trakcie wyniki badań, prof. Norris z Uniwersytetu Harvarda stwierdziła, że wybór ordynacji wyborczej zależy od systemu wartości: jeżeli podstawową wartością jest skuteczność i odpowiedzialność rządu przed wyborcami, wtedy bardziej przydatny jest JOW; jeżeli zależy nam na reprezentacji mniejszości i sprawiedliwości, wtedy lepsza jest ordynacja proporcjonalna. W stwierdzeniu tym niejasne jest, czy rząd nieskuteczny i nieodpowiedzialny może być reprezentacyjny i sprawiedliwy?
Badacze, którzy stwierdzili korupcjogenny wpływ ordynacji proporcjonalnej, wyjaśniają to stosunkowo niższą rozliczalnością rządów, a także wielkością okręgów wyborczych, które z natury rzeczy muszą liczyć wielokrotnie więcej wyborców niż w przypadku JOW.
Dodajmy do tego rzadko wspominaną przez dyskutantów różnicę widzeniu roli państwa między zwolennikami jednej i drugiej metody wyboru reprezentacji politycznej. Wybory w przypadku JOW służą wyłonieniu rządu realizującego preferowany przez większość program, a zatem chodzi o uzgodniony interes zbiorowy. Argumentacja za ordynacją proporcjonalną eksponuje sprawiedliwość w rozdziale korzyści: stanowiska polityczne są atrakcyjne, a zatem powinny być równo rozdzielane między grupy i środowiska społeczne – chodzi o interesy partykularne.
Jak wspomniałem, w niektórych sytuacjach ordynacja proporcjonalna może być czasem wyborem, uzasadnionym okolicznościami. Zastosowanie jej w sytuacji silnego społeczeństwa obywatelskiego, wysokiej kultury parlamentarnej, dobrze funkcjonującej administracji publicznej i sprawnego wymiaru sprawiedliwości pozwala zminimalizować jej negatywne cechy. Warunki te nie wystąpiły jednak w podczas tworzenia III RP. Wybór tej ordynacji był sprzeczny z interesem budowy w Polsce silnego państwa, skutecznej i odpowiedzialnej formy rządów. Zgodnie z przewidywaniami Webera, Schumpetera i Poppera, przyczynił on do wspomnianych wcześniej patologii: partyjniactwa, miernoty intelektualnej polityków, degradacji instytucji publicznych, dezintegracji społeczeństwa obywatelskiego, kryzysu poczucia narodowej tożsamości.
Nowe elity świadome są występowania tych patologii i reagują na nie przy pomocy racjonalizacji, która zrzuca winę za to na warunki historyczne, w jakich kształtowało się polskie społeczeństwo, zabory, komunizm, itp.: instytucje są więc dobre, złe jest społeczeństwo. A dowodem jest, że Polska w różnego typu porównaniach wypada znacznie lepiej niż Białoruś, Ukraina, a nawet – zależnie od momentu i kryterium oceny – czasem lepiej niż Węgry.
Są to w najlepszym razie półprawdy. W Polsce społeczeństwo obywatelskie istniało historycznie. Zdołało przetrwać przez okres zaborów, a dwudziestolecie międzywojenne pod wieloma względami obfitowało w sukcesy, jakich nie dane nam było zobaczyć w trakcie dwudziestu lat po komunizmie. Problem nie tkwi w społeczeństwie; tkwi w instytucjach, które powodują jego skarlenie i moralną degradację. Oderwane od społeczeństwa, nie rozumiejące narodowej racji stanu elity będą kontrolować życia publiczne tak długo, jak długo będziemy wybierać naszą reprezentację polityczną przy pomocy tej metody. Reformę państwa i odbudowę narodowej tożsamości trzeba zacząć od zmiany ordynacji wyborczej. Innej drogi nie ma. Ci, którzy tego nie rozumieją, należą do plemienia, o którym pisał Kisielewski, że nie potrafią dostrzec prostych związków przyczynowych.[/u][/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marzena Kacalińska
Początkujący



Dołączył: 11 Maj 2013
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:39, 20 Maj 2013    Temat postu:

Niestety - nie jestem ekspertem, ale żywo interesuję się problematyką tutaj poruszoną, więc ośmielę się przytoczyć fragment art. P. Hałaczkiewicza i A. Heliaka pt. Nie ma wolności bez odpowiedzialnośc”: opublikowanego w ostatnim numerze Uważam Rze” Otóż piszą oni m.in.:
„Wybory do sejmu w jednomandatowych okręgach wyborczych odpowiedzialność w polityce przywracają. Przede wszystkim odpowiedzialność posłów przed wyborcami, nie tak jak dzisiaj – przed partyjnymi centralami. W małym jednomandatowym okręgu (ok.. 80 tys. mieszkańców) poseł jest rozpoznawalny, musi go znać większość wyborców. Dziś wielu parlamentarzystów to postacie całkowicie anonimowe. Przy JOW-ach ich decyzje i działania są śledzone przez wyborców z konkretnego okręgu, przez co łatwiej o rozliczenia. To z kolei przekłada się na odpowiedzialność samych wyborców, którzy mają szansę poczuć ważkość własnego wyboru. Jedną z istotnych zmian proponowanych przez Ruch na rzecz JOW i Zmielonych jest radykalne zmniejszenie liczby zbieranych podpisów. Dziś, by wystartować w wyborach do Sejmu, trzeba ich zebrać aż 5000! Do Parlamentu Europejskiego dwa razy więcej. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii w wyborach parlamentarnych wystarczy 10 podpisów, do PE zero... Dlaczego tak jest i jak to się ma do odpowiedzialności?
Wybory takie jak w Wielkiej Brytanii , w jednomandatowych okręgach, są przede wszystkim szkołą odpowiedzialności – zarówno posłów przed wyborcami, jak i wyborców za swoją decyzję. A 10 osób, które podpisują się imieniem i nazwiskiem pod rekomendacją dla kandydata, bierze za niego osobistą odpowiedzialność. Zazwyczaj te 10 osób to lokalne autorytety. Kandydat prezentuje swoją rzetelność i kwalifikacje poprzez osoby, które go bezpośrednio popierają. A oni tym samym poręczają za niego i firmują swoim nazwiskiem jego postawę po wygrannych wyborach. U nas kandydata rekomenduje rzesza 5000 osób. Wszyscy, czyli nikt.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andrzej Jędrzejewski
Administrator



Dołączył: 13 Kwi 2013
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Śro 14:58, 22 Maj 2013    Temat postu:

Marzena Kacalińska napisał:
Niestety - nie jestem ekspertem, ale żywo interesuję się problematyką tutaj poruszoną, więc ośmielę się przytoczyć fragment art. P. Hałaczkiewicza i A. Heliaka pt. Nie ma wolności bez odpowiedzialnośc”: opublikowanego w ostatnim numerze Uważam Rze” Otóż piszą oni m.in.:
„Wybory do sejmu w jednomandatowych okręgach wyborczych odpowiedzialność w polityce przywracają. Przede wszystkim odpowiedzialność posłów przed wyborcami, nie tak jak dzisiaj – przed partyjnymi centralami. W małym jednomandatowym okręgu (ok.. 80 tys. mieszkańców) poseł jest rozpoznawalny, musi go znać większość wyborców. Dziś wielu parlamentarzystów to postacie całkowicie anonimowe. Przy JOW-ach ich decyzje i działania są śledzone przez wyborców z konkretnego okręgu, przez co łatwiej o rozliczenia. To z kolei przekłada się na odpowiedzialność samych wyborców, którzy mają szansę poczuć ważkość własnego wyboru. Jedną z istotnych zmian proponowanych przez Ruch na rzecz JOW i Zmielonych jest radykalne zmniejszenie liczby zbieranych podpisów. Dziś, by wystartować w wyborach do Sejmu, trzeba ich zebrać aż 5000! Do Parlamentu Europejskiego dwa razy więcej. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii w wyborach parlamentarnych wystarczy 10 podpisów, do PE zero... Dlaczego tak jest i jak to się ma do odpowiedzialności?
Wybory takie jak w Wielkiej Brytanii , w jednomandatowych okręgach, są przede wszystkim szkołą odpowiedzialności – zarówno posłów przed wyborcami, jak i wyborców za swoją decyzję. A 10 osób, które podpisują się imieniem i nazwiskiem pod rekomendacją dla kandydata, bierze za niego osobistą odpowiedzialność. Zazwyczaj te 10 osób to lokalne autorytety. Kandydat prezentuje swoją rzetelność i kwalifikacje poprzez osoby, które go bezpośrednio popierają. A oni tym samym poręczają za niego i firmują swoim nazwiskiem jego postawę po wygrannych wyborach. U nas kandydata rekomenduje rzesza 5000 osób. Wszyscy, czyli nikt.”


W pełni się utożsamiam z przytoczona treścią artykułu. Współodpowiedzialność za stan Państwa, wyrażane poprzez bezposredni wpływ stosując narzędzia demokracji bezpośredniej, wymagają jawności. Nic nie może się odbywać za zasłoniętą kurtyna bowiem wtedy jest okazja do nieczystych gier. Istotą tego są dwie sprawy: 1. Na Wyborcy wymusza sie odpowiedzialność za swoje decyzje, 2. Na Przedstawicielu wymusza się również odpowiedzialność za swoje obietnice.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.Aktywna Demokracja.fora.pl Strona Główna -> ORDYNACJA WYBORCZA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin